wtorek, 25 marca 2014

Czy moda XXL promuje otyłość?

Świat coraz odważniej otwiera się na kobiety w rozmiarze XXL. Uznani projektanci tworzą kolekcje dla nieco większych pań, modelki plus size coraz częściej stają się twarzami kampanii, a media przestały udawać, że wszyscy jesteśmy tacy sami. Stąd obecność na okładkach magazynów bardziej „niewymiarowych” piękności jak Nigella Lawson czy Lena Dunham. I już mogłoby się wydawać, że sytuacja wreszcie nabiera normalności, gdyby nie fakt, że jednocześnie zaczęły podnosić się głosy krytyki. Pełne oburzenia i wyrażające pogląd, jakoby moda XXL była promocją otyłości i jawnym przyzwoleniem na tycie. Po czyjej stronie leży zatem racja?

W Polsce tiulowe sukienki w rozmiarze plus size wśród większości kobiet są nadal nie do pomyślenia, choć za granicą przyjęły się doskonale (blogi: girlwithcurves.com, gabifresh.com)
Przede wszystkim, trzeba uświadomić sobie jedną, niezwykle istotną rzecz: moda XL czy XXL nie promuje otyłości. Promuje ubrania. Pokazuje, jak atrakcyjnie może prezentować się dana sylwetka, niezależnie od kształtów i rozmiarów. Podpowiada, jak uwypuklić nasze atuty i zamaskować niedoskonałości. Udowadnia, że zadbany, fantastyczny wygląd leży w zasięgu każdej kobiety. Że zarówno młode dziewczyny, jak i dojrzalsze panie o nieco krąglejszych kształtach także mogą prezentować się znakomicie – seksownie i z gustem.

Odkryty brzuch? W rozmiarze XL u nas raczej nie jest spotykany... (blogi: http://www.nadiaaboulhosn.com, girlwithcurves.com)
Niestety, kwestia ubierania się osób o sylwetkach plus size wciąż pozostawia wiele do życzenia. Wzór wychudzonej modelki lansowany w mediach, wywołał w nas całą masę uprzedzeń. Sprawił, że uwierzyłyśmy, że atrakcyjne ciało musi być ciałem szczupłym, i że obfite, kobiece kształty są powodem do wstydu. To samo myślenie doprowadziło do przekonania typu: "najlepiej schować je pod namiotem".

Jak bowiem ubierają się zwykle osoby o bardziej obfitych kształtach? Bardzo często zakładają na siebie rzeczy za duże i niedopasowane, ponieważ myślą, że pod nimi najłatwiej będzie się im ukryć. Stawiają na klasyczną czerń, bo wierzą, że czarny wyszczupla. Unikają wizyt na plażach i basenach, bo sama myśl o pokazaniu swoich prawdziwych kształtów przyprawia je o zawrót głowy. A nie tędy droga!

Zasada jest prosta – noś to, co chcesz, byle w odpowiednim rozmiarze. Uwydatniaj swoje atuty, a nie sięgaj po workowate stroje, byle się schować przed światem. Owszem luźna góra potrafi być wygodna i zmysłowa - załóż jednak do niej wtedy cieniutkie rajstopy albo wyszczuplające nogę leginsy oraz włóż szpilki, aby podkreślić nogi (niezawodna metoda Magdy Gessler ;)). Zbyt luźne, bezkształtne sukienki odbierają nam atrakcyjność i niepotrzebnie dokładają kilogramów. Sprawiają, że sylwetka wydaje się bezpłciowa i pozbawiona kształtów. Tego, że mamy większy biust, brzuch czy pośladki, nie jesteśmy w stanie zmienić. Ale możemy ubrać je tak, aby prezentowały się naprawdę atrakcyjnie - kobieco. Podkreślmy to!

Jeśli ubranie służy nam "do ukrycia" - nie podniesiemy naszej samooceny, ani nie poczujemy się lepiej. Starajmy się akceptować swoje ciało i eksponować je w taki sposób, aby wycisnąć z niego maksimum atrakcyjności. Bo każda z nas ma w sobie coś pięknego. Tylko nie każda wie, jak to pokazać!

Świetne polskie bogi plus size: delafashiva.blogspot.com, candy-emilly.blogspot.com, super-size-xl.blogspot.com
W końcu powtórzmy to jeszcze raz -  nie ma to nic wspólnego z promocją otyłości. Nie wolno zapominać, że większy rozmiar nie zawsze jest spowodowany czyimś lenistwem i zaniedbaniem. Często uwarunkowuje go typ budowy. Ale trzeba też umieć odróżnić osobę z nadwagą, przesadnie otyłą, której waga utrudnia normalne funkcjonowanie, od osoby zdrowej, lecz „niewymiarowej” (czyli takiej, która wymyka się obowiązującym obecnie kanonom „piękna”).

Zamiast przejmować się numerem na metce - dbajmy o siebie.  Podkreślajmy swoją kobiecość za pomocą odpowiedniego ubrania. Dbajmy także o siebie odżywiając się zdrowo, pielęgnując skórę twarzy i ciało - po prostu ciesząc się z siebie i nie myśląc obsesyjnie o utracie wagi. Naturalne kobiece sylwetki mają różne rozmiary. Nie jesteśmy klonami, nie wyszliśmy wszyscy z tej samej fabryki, z jednej linii produkcyjnej. Jesteśmy różni i właśnie w tej różnorodności tkwi nasze piękno!

Autor: Asia

wtorek, 18 marca 2014

NIE wszystko dla mody...

Kultura i sztuka podobno słabo się w dzisiejszych czasach sprzedają, ale ja uważam, że warto otaczać się pięknem oraz śledzić prace artystów, aby rozwijać również własną wrażliwość.

Tak więc byłam dziś na wystawie prac dyplomowych absolwentów Łódzkiego ASP, a całkiem przypadkiem jedna z prac dotyczyła tematyki bliskiej XL-ce... 



Była studentka wydziału Grafiki i Malarstwa, autorka pracy All For Fashion pyta ile jesteśmy w stanie poświęcić dla mody. W swojej pracy wyśmiewa znane marki posługując się ich własnymi środkami, na przykład pięknie zaprojektowanym logo, cudownymi papierowymi torbami czy plakatami.

"Projektanci kreują modę dla kobiet, jednak szyją ubrania na wieszaki, a nie normalne zdrowe sylwetki. Co więcej twierdzą, że problem tkwi w ciałach odbiorców mody, a nie w proponowanym przez nich rozmiarze zero.

(...) W ramach dbałości o umysły i ciała dziewcząt wyrastających pod presją bycia skrajnie chudą i najlepiej od razu niesamowicie seksowną powstały pewne normy wyznaczające najniższą dopuszczalną granicę BMI dla modelek, jednak nie wszyscy się do tego stosują."

Prawdę mówiąc nie wiedziałam o istnieniu takich norm. Oglądając plakakaty znanych marek, nadal bardzo często zastanawiam się kto je w ogóle dopuścił do druku. Sińce pod oczami, rzadkie włosy i wystające kości policzkowe nie są w mojej ocenie dobrym "wabikiem" marketingowym. I nie sądzę wcale, że się nie znam.

Z tej pracy dowiedziałam się także, że marka Abercrombie & Fitch dokonuje na klientach selekcji sprawdzającej, czy są godni noszenia ich odzieży - dotyczy ona także rozmiaru. Naprawdę?

Kiedy wreszcie zrozumiemy, że piękno może mieć rozmiar zarówno XL jak i XS oraz nauczymy się po prostu cieszyć z siebie ;)?

wtorek, 11 marca 2014

Nigella Lawson – gdzie jest dawna „domowa bogini” i gwiazda w rozmiarze plus size?

Jest inteligentna i charyzmatyczna. Ma piękne, kobiece kształty i widać, że jest świadoma swojego ciała. Kiedy staje przed kamerą, nie boi się kokietować. Potrafi się zalotnie uśmiechnąć, puścić do widza oczko. Zawsze ubrana w stroje, podkreślające jej krągłe kształty, na czas trwania każdego odcinka swojego kulinarnego show, zmienia się w prawdziwą królową. Taką, która z byle składników wyczaruje przepyszne potrawy, a do tego podbije serca wszystkich widzów. Oto i ona – Nigella Lawson.


O gotowaniu wie chyba wszystko. Ale i bawi się nim, jak mało kto. Nie liczy kalorii, nie wprowadza drakońskich diet. Wychodzi z założenia, że jedzenie ma być ucztą dla zmysłów. Nic dziwnego, że szybko odniosła sukces – od tej kobiety nie sposób oderwać oczu. Choć zdarzają się też złośliwcy, którzy twierdzą, że powodzenie zawdzięcza przesadnie seksownemu, prowokującemu wizerunkowi.

Skąd jednak wzięła się ta kuchenna gwiazda? Otóż jej ojciec był jednym z najbardziej wpływowych polityków, zgromadzonych wokół Margaret Thatcher. Matka – dziedziczką fortuny i bywalczynią salonów. Rozwiedli się, kiedy Nigella miała dziewiętnaście lat. Ona sama po studiach na Oxfordzie zajęła się pisaniem. O dziwo, o literaturze, a nie o gotowaniu. Ale jej pierwszy mąż, John Diamond, zaprosił na jedną z kolacji pewnego agenta literackiego, którego tak zafascynował sposób, w jaki mówiła o gotowaniu, że postanowił pomóc jej piąć się na szczyt.


Niestety, choć jej kariera nabrała tempa, a książki błyskawicznie trafiały na listy bestsellerów, w życiu prywatnym nie miała już tyle szczęścia. Z Diamondem doczekali się dwójki dzieci, ale po pięciu latach wspólnego życia zdiagnozowano u niego raka, po czym wkrótce zmarł.

Nigella postanowiła wyjść za mąż po raz drugi, tym razem za starszego od siebie o siedemnaście lat miliardera. Był nim Charles Saatchi, właściciel jednej z najlepszych agencji reklamowych na świecie i przy okazji jeden z najbardziej znanych kolekcjonerów dzieł sztuki. Ale i tu Nigellę czekało rozczarowanie – ich małżeństwo trwało co prawda dziesięć okrągłych lat, ale zakończyło się hucznym rozwodem. Nie obyło się też bez prania brudów – zdjęcia, na których widać, jak Nigella jest duszona przez męża, obiegły chyba cały świat.

Nic dziwnego, że gwiazda postanowiła zniknąć na chwilę z mediów. Dziś powraca... Choć nosi podobne kreacje podkreślające jej idealny biust i klepsydrową sylwetkę, to znacznie schudła. Właśnie możemy oglądać ją na okładce brytyjskiego Vogue’a. W skromnym, niemal niewidocznym makijażu, na szarym tle, wygląda jednak trochę smutno, jakby nadal zmartwiona, przestraszona? 


Patrząc na jej zdjęcia z Vouge'a zastanawiamy się trochę gdzie jest puszysta, radosna Nigella o brzoskwiniowej cerze i lekkich rumieńcach, jaką znamy z wcześniejszych programów kulinarnych, nagrywanych wtedy, gdy zachwalała dietę bez wyrzeczeń i wyrzutów sumienia ;)

Autor: Asia