Lena Dunham to kolejny przykład na to, że sukces nie zawsze jest w rozmiarze S. Chociaż zdarzało się jej słyszeć z ust dziennikarzy, że jest „małą, grubą dziewczynką”, niespecjalnie się tym przejmuje. Robi swoje, a dziś może się pochwalić nie tylko oszałamiającą karierą, ale i… własną twarzą na okładce legendarnego Vogue’a.
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Lena znacznie odbiega od promowanych w tym piśmie kanonów piękna. Krytykowana była nie tylko jej korpulentna sylwetka, ale również problematyczna cera i łamliwe włosy, jednak naczelna pisma, słynna Anna Wintour, pozostała nieugięta. Lutowy numer Vogue’a właśnie trafił do kiosków.
Nie to było jednak jedynym powodem zainteresowania mediów. To, że Dunham nie jest klasyczną pięknością, to jedno. Drugie to fakt, że zdjęcia zostały poddane obróbce. Portal Jezebel opublikował fotografie zarówno przed korektą, jak i po niej. Faktycznie, aktorce ujędrniono skórę, wygładzono ramiona, poprawiono biust. Szyja wydaje się chudsza, oczy większe, brwi wyraźniejsze. Ale… co w tym dziwnego? Zmiany nie są drastyczne, a i główna zainteresowana ma do retuszu znaczny dystans.
Sama Lena podczas jednego z wywiadów przyznała, że absolutnie nie przejmuje się krytyką, ani tym, że jej uroda została poprawiona, ponieważ tego typu czasopisma z zasady nie chcą pokazywać rzeczywistości, a jej lepszą, podkoloryzowaną wersję. Natomiast to, jak jej ciało wygląda naprawdę, nie jest żadną tajemnicą – dumnie eksponuje je przecież w serialu „Dziewczyny”, którego jest główną gwiazdą.
Sceny nagości są tam normą, a Dunham nie wydaje się mieć z tego powodu najmniejszych kompleksów. Co więcej, zapytana, czy chciałaby się obudzić z figurą w stylu modelki Victoria’s Secret, szybko odpowiedziała, że nie. W Lenie najbardziej podoba się właśnie to, że jest zwyczajnie dumna ze swojego ciała i wcale nie ma go ochoty zmieniać. Za to właśnie widzowie kochają Dunham.
Pokazuje, że kobiety plus size także stać na zawrotną karierę, udane relacje z mężczyznami i dumę z tego, kim są, a nie jaką fakturę mają ich uda. Trudno natomiast ocenić, czy to jednorazowe odstępstwo od reguły ze strony Vogue’a, czy może zmiana profilu o sto osiemdziesiąt stopni. Może i Anna Wintour zauważyła wreszcie, że wartości kobiety nie mierzy się ani w jej centymetrach, ani w kilogramach?
Autor tekstu: Asia
Hm. Ciekawe, co krytycy retuszu powiedzieliby na temat okladki najnowszego skarbu rossmana, z Justyną Kowalczyk... Dopóki nie przeczytałam, nie wiedziałam, że to ona...
OdpowiedzUsuńA to ciekawe - faktycznie! :)
UsuńVery interesting post! Retouching is too much sometimes!
OdpowiedzUsuńwww.amemoryofus.blogspot.com
Photoshop is definitely one amazing stuff! interesting ones <3
OdpowiedzUsuńLetters To Juliet
Super blog, zapraszam również do mnie http://fashionimpress69.blogspot.com/ pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny - pozdrawiam :)
UsuńLubię ją fajnie było zobaczyć ją na okładce takiego magazynu :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie, pozdrawiamy!
UsuńBeautiful final photos! Photoshop will save the world;)
OdpowiedzUsuńXx
Alexandra
www.fashion-bridge.blogspot.com
Ja uwielbiam tą sesję z Leną. Dzięki filmikowi promującemu ten numer ją poznałam. Super, że nie zmienili jej twarzy na okładce :)
OdpowiedzUsuńA.
Lena jest inspiracją dla wielu kobiet - sesja w Vouge po prostu należała jej się. Pozdrawiamy
Usuńuwielbiam ją za jej humor, styl i talent! niesamowita kobieta!
OdpowiedzUsuńTo również nasza ulubienica :) utalentowana, inteligentna, naturalna :)
Usuń